CIEŃ VESELEGO
Do pierwszych, niezwykle dramatycznych wydarzeń w wyścigu doszło w 1949 roku. Faworytem wyścigu był Czech Jan (Honza) Vesely. Był z zawodu piekarzem i jego kariera kolarska zaczęła się przypadkowo. Pewnego dnia kolega z pracy wysłał go na kolarskie mistrzostwa piekarzy w Pradze, bo w tych czasach powszechnym było rozwożenie pieczywa do klientów na rowerach wyposażonych w wózki . Pożyczył mu rower. Honza wygrał i dostał w nagrodę budzik. Pewnie po to, by nie zasypiał z wyjściem bardzo wczesnym rankiem do pracy. Zdobył też pasję do uprawiania kolarstwa. W pobliskich Czeskich Budziejowicach zapisał się do klubu kolarskiego. Niestety wojna przerwała jego karierę. Vesely był kolarzem wszechstronnym. Zdobywał tytuły mistrza kraju na szosie, na torze oraz w przełajach. W 1949 roku trasa przebiegała od Pragi do Warszawy i była podzielona na 8 etapów. Za rok wyścig miał być rozgrywany w odwrotnym kierunku. I tak na zmianę. Przyjechały aż 3 zespoły francuskiego robotniczego klubu FSGT. Nie było wśród nich znanych kolarzy, ale nowoczesne rowery, na których jeździli, wzbudzały wielkie zainteresowanie. Pierwszy etap prowadził do Pardubic. Na czele pozostał Vesely, mając wokół siebie aż trójkę Francuzów. Na finiszu Czech dał sobie z nimi radę. Wygrał etap i został pierwszym liderem wyścigu. Wyścig zdominowali Francuzi oraz Vesely. Kolejny etap znowu wygrał Czech, a Eugene Garnier był tuż za nim jako drugi. Odtąd nazywano go cieniem Veselego. Nie było bonifikat, więc obaj mieli ten sam czas w klasyfikacji. Czwarty etap prowadził do Ostrawy i liczył tylko 111 km. Do mety dojechał cały peleton, a finisz wygrał po raz trzeci Vesely. Owszem był liderem, ale Garnier miał ten sam czas co on. Przypadkowy defekt od razu mógł zmienić lidera.
Szósty etap prowadził do Wrocławia. Do mety dojechał cały peleton a na finiszu ponownie popisał się Vesely. Tuż za nim oczywiście przyjechał Garnier, ale sędziowie zaliczyli mu czas o sekundę gorszy. Taka różnica dzieliła teraz Francuza od Czecha. Żartowano, że gdyby Honza skoczył z trasy do lasu po grzyby, to z pewnością francuski cień podążyłby za nim. Do mety zostały już tylko 2 etapy. Najpierw był szybki etap do Łodzi. Garnier tego dnia postanowił wyjść z cienia i parokrotnie próbował zaatakować. Niestety zamiast chwały napotkał po drodze pecha. Po raz pierwszy w tym wyścigu przebił gumę. Bordel natychmiast oddał mu swoje przednie koło, a Herbulot i Riegert zostali do pomocy, by doholować go do grupy. Po 15 km pogoń zakończyła się sukcesem. Vesely był bliski załamania się .
– Chyba nie zgubię tego faceta –pomyślał sobie w desperacji, bo zaczynało brakować mu sił. Los okazał się jednak dla Czecha łaskawy. Na 130 km Garnier przebił gumę po raz drugi. Do mety było jeszcze 82 km. Tym razem żaden z kolegów nie został do pomocy Garnierowi. Garnier dramatycznie gonił czołówkę. Na 60 km przed metą miał 2 minuty straty do Czecha. Honza poczuł okazję życia. Wyszedł na czoło i z całej mocy podkręcił tempo jazdy. Kiedy się obejrzał do tyłu, zobaczył ,że jego rywale są o jakieś 10 m z tyłu.
– To chyba głupota- powiedział sobie – Nie ucieknę im. Są bardziej chytrzy niż ja. Chcą ,żebym się ujechał.
Ale kiedy obejrzał się do tyłu powtórnie, miał już przewagę 20 metrów. Vesely zagiął się. Pochylił się nad kierownicą i pognał ku zwycięstwu. Uciekał samotnie przez 56 km. Na tor w Helenowie, gdzie była meta etapu , przyjechał z przewagą aż 3,36 min. Garnier stracił ponad 15 minut. Czech był odtąd bezpieczny w klasyfikacji. Ostatni etap do Warszawy wcale nie zapowiadał się na etap przyjaźni. Francuzi byli żądni rewanżu, ale byli skłóceni pomiędzy sobą. Nie potrafili wyłonić spośród siebie jednego lidera. Vesely wygrał wyścig po raz pierwszy i czekała go bogata kariera. Garnier dwa razy pojechał jeszcze w wyścigu. Nie zdołał wyjść z cienia. Nie przeszedł na zawodowstwo i słuch po nim zaginął.
Podsumowanie Wyścigu Pokoju z roku 1949
*tabela za wikipedia.pl